Cała przygoda z „graniem” zaczęła
się w odległych czasach, a nawet tak odległych że moja pamięć
nie jest w stanie określić konkretnej daty. Jacek, który jako
jedyny potrafił grać na jakimś instrumencie, a mianowicie była to
gitara, był fundamentem powstawania różnego rodzaju „projektów”
bo tak można nazwać to co w tamtych czasach się działo...
Jacek posiadał gitarę elektryczną,
więc zaczęło się kompletowanie sprzętu. W listopadzie na
urodziny dostałem od niego perkusję, która swój czas świetności
miała już za sobą, ale na tamten czas była idealna. Pozostała
kwestia gitary basowej, którą Jacek kupił od kogoś za 30zł.
Gitara basowa rosyjskiej produkcji, mocno wysłużona, po małym
liftingu potrafiła wydobywać dźwięki...
Był to początek lat 2000. Na
początku sprzęt znajdował się w naszym mieszkaniu w bloku, ale
było zbyt głośno, więc perkusję znieśliśmy do piwnicy gdzie
mieliśmy swój klub. Tam również przeszkadzała sąsiadom, zaczęły
się poszukiwania sali prób. Zaprzyjaźniony ksiądz Andrzej zgodził
się abyśmy odbywali próby w przykościelnych salkach. Mogliśmy
łupać pomiędzy mszami, co było dość uciążliwe, godzinna msza,
a następnie 30 minut „grania” i ciągłe patrzenie na zegarek.
Stałego składu nie było, jak wcześniej wspominałem grać
potrafił tylko Jacek, ale zawsze licznie zgromadzeni znajomi,
próbowali swoich sił i wypełniali nam czas oczekiwania podczas
mszy, nie jednokrotnie przy tanim winku. Gdy mieliśmy swój czas na
granie, przy bramie zawsze zbierały się starsze panie idące do
kościoła, kręcąc głową z niedowierzania. Długo to nie
potrwało. Kolejnym miejscem był prywatny dom należący do Dawida z
zaprzyjaźnionej kapeli VOBISCUS. Po jakimś czasie perkusja została
przeniesiona w kolejne miejsce, gubiąc kolejne części, całkowicie
poszła w zapomnienie...
Zapał do gry całkowicie zmalał,
tylko Jacek grał dla siebie i chodził sporadycznie na próby do
znajomych. Aż koło 2007 roku, nadarzyła się okazja aby kupić
perkusję, w dobrym stanie i w dobrej cenie. Zakupiona perkusja
przyniosła dużo entuzjazmu i zapału do gry. W niedługim czasie
ustalił się pierwszy skład: Jacek 'Kasper' Kasperowicz – g, voc;
Jarek 'Kowal' Kowalik – b, Marcin 'Cinek' Kasperowicz – dr. Próby
odbywaliśmy, w nieogrzewanym budynku gospodarczym gdzie zaczęły
powstawać pierwsze nasze kawałki.
Z przyjściem zimy sprzęt został
przeniesiony do garażu, gdzie jednak też okazało się zbyt zimno,
instrumenty już tam zostały. W każdy cieplejszy okres,
szlifowaliśmy powstałe utwory i tak do końca roku 2008, gdy Marcin
wyjechał na studia do Białegostoku. Za bębnami usiadł wtedy nasz
przyjaciel Kornel 'Czarny' Gago. Chłopaki ponownie musieli się
zgrać. Próby odbywały się sporadycznie i tylko w okresie letnim.
Czas leciał, a wysłużony sprzęt dawał się we znaki, brak
środków nigdy jednak nie pozwalał na zaspokojenie potrzeb kapeli.
Z czasem jednak znalazły się nowe (używane) piece, ale lepsze od
tych co były. Kowal zainwestował w nowego basa. Powstawały nowe
kawałki, które ukazały się na youtube, nawet w poszerzonym
składzie o drugą gitarę Marek (ex-Monoteizm To Existance), albo
wokalne wygłupy Cinka, gdy przyjeżdżał do Hajnówki. Kapela
przyjęła roboczą nazwę KONSENSUS.
Taka sielanka trwała do początku 2011 roku, gdy dowiedzieliśmy się o tragicznym wypadku hajnowskiego busa, w którym zginęło 6 chłopaków w tym również nasz przyjaciel Jarek. Od tamtego wydarzenia grupa przestała praktycznie istnieć...
Taka sielanka trwała do początku 2011 roku, gdy dowiedzieliśmy się o tragicznym wypadku hajnowskiego busa, w którym zginęło 6 chłopaków w tym również nasz przyjaciel Jarek. Od tamtego wydarzenia grupa przestała praktycznie istnieć...
Kolejnym punktem zwrotnym był wyjazd
Jacka i Marcina na wakacje do Szwajcarii we wrześniu 2011 roku.
Podczas zwiedzania miasta St.-Imier natknęli się na tawernę
„Espace Noir” w której chętnie przesiadywali wieczorami. Tam
też poznali bardzo przyjaznych szwajcarów, jeden z nich o imieniu
Jyl, po wspólnym wieczorze postanowił zorganizować im koncert.
Zabawna sytuacja, bo z kwestii niedogadania, ani on ani my dobrze
nie rozmawialiśmy po angielsku, na plakacie widniała nazwa POLAND
BUTTERFLY FAMILY. Na drugi dzień w całym mieście były rozwieszone
plakaty.
Chłopaki zagrali koncert w dwu osobowym składzie Jacek – g, Marcin – dr, w międzyczasie wymieniając się instrumentami co wywołało entuzjazm zgromadzonej publiczności. Po ich występie na akordeonie zagrała ich mama Marzenna. Następnie za perkusję usiadł barman, a za gitarę chwycił jego kolega i zagrali kilka kawałków hevymetalowych. Zabawa trwała jeszcze długo przy piwie, śpiewach i dźwiękach akustycznej gitary...
Chłopaki zagrali koncert w dwu osobowym składzie Jacek – g, Marcin – dr, w międzyczasie wymieniając się instrumentami co wywołało entuzjazm zgromadzonej publiczności. Po ich występie na akordeonie zagrała ich mama Marzenna. Następnie za perkusję usiadł barman, a za gitarę chwycił jego kolega i zagrali kilka kawałków hevymetalowych. Zabawa trwała jeszcze długo przy piwie, śpiewach i dźwiękach akustycznej gitary...
Od tamtej pory po kilkunastu próbach zespół bez żadnej nazwy zostaje w stagnacji, zobaczymy co czas przyniesie...
1 komentarz:
Moim zdaniem bardzo fajnie opisany problem. Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz