T.LOVE CZAD w Hajnówce i Białowieży

Fragment z książki Muńka Staszczyka "T.Love - Dzieci Rewolucji".


HAJNÓWKA
"Z koncertów prowincjonalnych kilka wartych jest szczególnych wspomnień. Wczesną zimą 1986 robiliśmy mini trasę składającą się z dwu koncertów nad samą wschodnią granicą: w Białowieży i Hajnówce. Z Warszawy wyruszyliśmy w słońcu, dotarliśmy do miejsca bez słońca: śnieg, lasy.
Czuliśmy się nieco obco. W Hajnówce 90 procent populacji to podobno Białorusini i to nie ufni. Organizatorzy okazali się ludźmi bardzo serdecznymi i przed próbą zostaliśmy zaproszeni do domu na poczęstunek. Gospodarz był wiejskim ludkiem, w drewnianym domu nakarmił nas wątróbką i napoił winem domowej roboty oraz bimbrem. Okazał być się dyrektorem miejscowego domu kultury i opowiadał nam o Hajnówce. Potem pytał - zaciągając kresowo - jak to naprawdę jest z tymi zespołami,bo u nich nikt dotąd nie był. Zdradził się jednak, że jest nieco obeznany z tematem: póścił nagrania Kobranocki i zapytał czy lubimy. Na koniec jego pies, piękny wilczur, ugryzł mnie w rękę, gdy chciałem go pogłaskać.


Koncert był bardzo udany, choć występowałem z obandażowaną dłonią. W socrealistycznym domu kultury zjawiło się mnóstwo ludzi. Po koncercie zeszła się bohema Hajnówki. Spotkaliśmy miejscowego dziennikarza-poetę, który długo rozmawiał ze mną na temat tekstów piosenek. To były bardzo poważne rozmowy. Następnego dnia zapraszali nas jeszcze do puszczy na pieczenie dzika, ale nie mieliśmy czasu, bo czekał nas kolejny koncert - w Białowieży w Technikum Leśnym. Na miejscu okazało się, że jesteśmy tam pierwszym od paru lat zespołem rock'n'rollowym, ostatnim był Lombard przed pięciu laty. Chłopcy z technikum wystawili na scenę sprzęt złożony z Eltronów wykorzystywanych na szkolnych akademikach. Pełni wyrozumiałości, nie przejmując się soundem, który przypominał pierwsze dokonania z IV LO. nie chcieliśmy zawieść oczekującej nas tłumnie męskiej widowni (dziewcząt w tej szkole nie było). Przyjęto nas co najmniej jak Beatlesów w ich najlepszym okresie, mimo, że Eltrony w połowie grania zaczeły pierdzieć. Zastosowałem parę chwytów szołmeńskich, jak np. śpiewanie refrenu  "Wychowanie" z młotkiem w ręku. Uczniowie technikum, mający na co dzień do czynienia z żubrami byli zachwyceni, rozdaliśmy niesamowite ilości autografów, podpisując się jako nowy zespół T.Love Czad."

3 komentarze:

Stormbringer pisze...

A któż to wówczas był dyrektorem ?

Anonimowy pisze...

dobrze z e coś się dzieje

Unknown pisze...

To miał być mój pierwszy w życiu koncert, ale nie wyszło:( Po zakupieniu biletu gość na bramce skasował go tak niefortunnie, że przedarł go na pół a jedna z połówek uleciała z wiatrem. Nieoczekiwanie Pan Dyrektor założył drugą bramkę przy wejściu na salę kolumnową i nie zostałem wpuszczony z tą swoją połówką. Koncertu wysłuchałem pod oknami na zewnątrz :)